O Projekcie


Niewolnicy przymusu potrzeby idą strzec więzień, w których wyrodna chciwość Europejczyków dręczy nieszczęśliwych Murzynów! – tak płk Amilkar Kosiński scharakteryzował położenie polskich legionistów po zawarciu pokoju między Francją a Austrią w 1801 roku. Sam Kosiński wymówił służbę francuską i czekał w Europie na lepsze czasy. Ale nie każdy z podkomendnych Jana Henryka Dąbrowskiego mógł lub chciał iść w jego ślady. Jedni wyjechali na San Domingo dla żołdu, inni dla przygody, jeszcze inni z braku pespektyw poza wojskową kompanią. Niewielu tak jasno jak Kosiński dostrzegło paradoks: oto Polacy zmuszeni do niewolniczego podążania śladem Napoleona i czarni niewolnicy usiłujący zrzucić jarzmo chciwości Europejczyków. Jak się zdaje, refleksja nadeszła później, już na Haiti, kiedy legioniści musieli się mierzyć z przeciwnościami klimatu, warunkami naturalnymi i doznali okrucieństw wojny wykraczających poza skalę znaną z Europy.

Uczestniczący w tej rzezi Polacy mimo ogromnych strat, głównie zresztą z powodu tropikalnych chorób, musieli pozytywnie zapisać się w pamięci mieszkańców San Domingo. Po uzyskaniu niepodległości w haitańskiej konstytucji zapisano, że polscy jeńcy mają możliwość wystąpienia o obywatelstwo Haiti. Wydarzenia sprzed 200 lat na San Domingo uważamy za tragiczny epizod w dziejach polskich walk o niepodległość – manowce, na które Polaków wyprowadził Napoleon. Patrzymy na nie przed pryzmat Popiołów Żeromskiego, prac historycznych Skałkowskiego i Pachońskiego, reprodukowanych w niemal każdym podręczniku rycin przedstawiających białych żołnierzy walczących z czarnymi mieszkańcami wyspy. Kontekst narodowy przesłania ogólniejszy sens rewolucji haitańskiej, która z europejskiej perspektywy bardziej przypomina bunt niewolników niż rewolucję porównywalną z francuską czy amerykańską. W istocie jednak rewolucja haitańska daje się porównać i z jedną, i z drugą. Z punktu widzenia zainicjowanych przemian społecznych była nawet radykalniejsza od nich, bo nie wyjmowała nikogo spod prawa (jak to uczyniono w USA z czarnymi niewolnikami). To, że rewolucja haitańska nie weszła do rewolucyjnego kanonu i nie zagościła w szkolnych podręcznikach, to efekt europocentryzmu naszych wyobrażeń o historii. Europocentryzmu, bo przecież ludzie, którzy doprowadzili do wybuchu rewolucji amerykańskiej tkwili głęboko w kulturze europejskiej. Zresztą Haitańczycy również odwoływali się do idei rodem z Europy. To, że ich rewolucji nie ma w świadomości historyków, jest raczej efektem niepowodzeń w dalszych dziejach tego państwa, w części jedynie zawinionych przez rządzone przez białych kraje Zachodu, jak chcieliby tego antykolonialiści.

Michał Kopczyński
Redaktor naczelny „Mówią wieki”

Dofinansowano w ramach programu
"Patriotyzm Jutra 2022"